Auto zasilane alternatywnym źródłem energii? Dlaczego nie! Lekkie, szybkie, tanie w utrzymaniu i najbardziej ekologiczne pod Słońcem, a przynajmniej takie obietnice składają kolejni producenci. Wyścig o prym w stworzeniu hiperekologicznego pojazdu zeroemisyjnego trwa w najlepsze. Sprawdźmy, co w trawie piszczy.
Kto z nas nie chciałby być posiadaczem porządnego auta, którego nie trzeba ładować prądem, ba! Ładować w ogóle? Innowacja jak się patrzy. I to dosłownie, bo ta od kilku lat wciąż wygląda zza winkla, szukając poklasku wśród użytkowników. Stoimy u progu rewolucji totalnej i bardzo pożądanej. Pozostaje tylko kwestia czasu.
Wyzwanie na miarę czasów
Rzeczywistość nie pozostawia złudzeń – stanęliśmy pod klimatyczną ścianą, która stawia nowe wymagania. Musi być jeszcze bardziej eko i z jeszcze większym zaangażowaniem w odciążanie Matki Natury. To nie tylko trend, ale wyzwanie, które dotyczy nas wszystkich. I choć robimy coraz więcej, by ratować nie najlepszą sytuację, przed nami wciąż wiele pracy. Doskonale zdają sobie z tego sprawę konstruktorzy i producenci aut EV. Wciąż opracowują koncepcje nowoczesnego pojazdu zeroemisyjnego, którego nie trzeba będzie ładować prądem. Proces ma się odbywać z wykorzystaniem OZE (więcej o OZE pisaliśmy tutaj: https://ladowarki24.pl/produkcja-energii-elektrycznej-oze/). Pierwsze modele tego typu samochodów już powstały, jednak większość, mimo początkowego entuzjazmu w świecie motoryzacji, nie zagrzała miejsca na drogach. Dlaczego?
Auto ładowane w 100% energią słoneczną nie jest nowym tematem. Już w latach 50. ubiegłego wieku podejmowano próby stworzenia wehikułu, który miał się poruszać dzięki „naturalnemu” napędowi. Niestety, do dziś nie doczekaliśmy się ideału. Jesteśmy jednak bardzo blisko realizacji tej wizji.
O krok od momentu zwrotnego
Fotowoltaika święci triumfy i jest już niemal wszędzie. Na dachach domów, w stacjach ładowania EV, a teraz także… buduje karoserię aut. W niektórych modelach, jak np. w Ocean marki Fisker, została zamontowana na dachu. Ale już niemiecki Instytut Fraunhofera postawił na stworzenie fotowoltaicznej maski, w której ogniwa zostały osadzone na metalowej siatce. To dość innowacyjny zabieg, bowiem zwykle stosuje się w tym celu folię lub szkło. Jednak prawdziwym przełomem jest Lightyear One. Auto z duńskiej stajni zachwyca nie tylko designem, ale i skalą, na jaką zastosowano fotowoltaikę.
Jeśli mowa o technologicznej innowacji, na czoło peletonu wysuwa się zdecydowanie Lightyear One. Sportowe autko dostarcza ciekawych wrażeń i jest niemal samowystarczalne. Choć podobnie jak w innych tego typu pojazdach, posiada również standardową baterię, którą można ładować prądem. Są to więc swego rodzaju hybrydy, tyletyle że znacznie bardziej eko niż wersje, które znamy. I tak Lightyear One na jednym ładowaniu z gniazdka jest w stanie przejechać ponad 700 km. Natomiast panele słoneczne, które znalazły się w masce, na dachu oraz na tyle auta – łącznie 5m² – dostarczają w godzinę energię pozwalającą na przejechanie kolejnych 12 km. W przeliczeniu – podczas słonecznego dnia samochód „pobiera” energię, która wystarczy na zasięg rzędu 96 km. Bez problemu powinieneś więc zrobić kilka kursów po mieście.
Achillesowa pięta
Sam design Lightyear One też jest wart uwagi. Auto prezentuje się elegancko, sportowo i na czasie. Choć w tym temacie nie sposób pominąć futurystycznej trzykołowej Aptery, o konstrukcji lekkiej jak piórko, aby zwiększyć jej możliwości aerodynamiczne. Producenci obiecywali zasięgi nawet do 1000 km na jednym ładowaniu z gniazdka plus dodatkowe 60 km z paneli fotowoltaicznych. No i CyberTruck Tesli… Toporny, niczym wyjęty z planu filmowego „MadMaxa” pick-up, jest w stanie wygenerować w ciągu dnia sporo energii, wystarczającej do przejechania nawet 95 km.
Jednak, jak już wspomnieliśmy, auto bez ładowania to wciąż spory problem. Wszystkie mają dodatkową opcję ładowania z prądu. Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy są różnice pogodowe. O ile w słonecznym Meksyku ogniwa fotowoltaiczne mogą być ładowane bezustannie, o tyle w Polsce bywa różnie. Nie wspominając o Anglii czy Norwegii, gdzie aura sprzyja sentymentalistom i melancholikom, ale niekoniecznie autom EV wspomaganych Słońcem…
Sporym problemem jest również ilość energii produkowana przez ogniwa. Jeśli na jednym ładowaniu z gniazdka możemy przejechać nawet 700 km, a na panelach zaledwie 25, nie jest to łatwe do przełknięcia. Pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość.
W kolejnym wpisie zwrócimy uwagę na…