Walka o czystsze powietrze to dziś nasz wspólny europejski priorytet. Ale czy nowa dyrektywa Euro 7 – przedstawiana jako milowy krok naprzód – rzeczywiście uzdrowi środowisko? Sprawa nie jest tak prosta, jak by się mogło wydawać.
Sam pomysł wywołuje gorące spory. Producenci aut łapią się za głowy, kierowcy sprawdzają stan kont, a w tle tej dyskusji coraz wyraźniej rysuje się jeden temat: elektromobilność i jej przyszłość.
Obietnice i koszty – dwie strony Euro 7
Przyznajmy – założenia dyrektywy brzmią imponująco. Redukcja nie tylko spalin, ale nawet emisji z opon i hamulców? To ambitne. Problem w tym, że zaostrzenie norm zawsze kosztuje. I to słono. Jak szacują znawcy branży, producenci przerzucą te wydatki na klientów. Efekt? W salonach coraz częściej przystajemy przed elektrykami. Bo niby droższe na starcie, ale… czy na pewno? Przy rosnących cenach benzynówek różnica się zaciera.
Czyste powietrze vs. gospodarcze realia
Zerknijmy na liczby z raportu Santander Consumer Multirent: 35% z nas popiera Euro 7, wierząc, że odetchniemy pełną piersią. Ale aż 53% kierowców kręci nosem – „Unijne przepisy to papierowe tygrysy, nic nie zmienią”. I tu pojawia się prawdziwy ból: małe firmy transportowe. Jak mają wymienić całe floty, skoro ledwo wiążą koniec z końcem? Paradoksalnie, ciężkie regulacje mogą opóźnić ekologiczną transformację zamiast ją przyspieszyć.
A to nie koniec zmartwień. 65% badanych martwi się, że europejski przemysł motoryzacyjny przegra z konkurencją z Azji czy USA. Tam przecież nie krępują się takimi restrykcjami.
Skutek?
Wyższe ceny, mniej aut na drogach, zwolnienia w fabrykach – tego się obawiamy.
E-mobility: gdzie jest klucz do zmian?
Tu dochodzimy do sedna. Zamiast narzekać nad Euro 7, czas wziąć byka za rogi. Rozwój ładowarek to nie fanaberia – to konieczność. Aż 84% Polaków domaga się gęstszej sieci stacji. I mają absolutną rację. Bez tego nawet najlepszy elektryk będzie drogim gadżetem do wożenia po mieście.
Co ciekawe, aż 78% z nas rozumie, że zmiany muszą iść etapami. Nie da się z dnia na dzień przestawić gospodarki. Potrzebna jest rozsądna ścieżka – wsparcie finansowe, technologiczne i przede wszystkim: inwestycje w infrastrukturę. Tylko tak unikniemy chaosu.
Nie odwrócimy tej fali – co dalej?
Prawda jest taka: Euro 7 wejdzie w życie (od lipca 2030, więc jeszcze mamy chwilę oddechu). Zamiast się bać, wykorzystajmy ten czas. Dla branży ładowarek to historyczna szansa. Dla nas wszystkich – test dojrzałości.
Czy potrafimy zbudować nowoczesny transport, który nie zadusi miast?